XXXIV Międzynarodowe Łowy z Sokołami, Busko-Zdrój 2007

Współczesne sokolnictwo, chociaż jest ustawowym sposobem polowania mającym ponad 30 lat historii, ciągle pozostaje mało znane - nawet w kręgach łowieckich. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, jeśli sokolnictwem zajmuje się zaledwie jeden z tysiąca myśliwych w Polsce. Ten rodzaj polowania jest bardzo czasochłonny i stawia wiele wymagań formalnych oraz praktycznych, które bywają bardziej uciążliwe niż polowanie z bronią. Nie wspominam już nawet o efektywności tej formy łowów, gdyż jest ona niewspółmiernie niska w stosunku do włożonej pracy. Ale też nie o to chodzi. Sokolnictwo bowiem uprawia się z samej fascynacji ptakami oraz dla bliskiego kontaktu z nimi. Polowanie zaś, owszem – jest niezbędne dla samych ptaków łowczych, w celu zachowania ich naturalnego charakteru drapieżników. Natomiast jego efektywność pozostaje sprawą drugorzędną. Z powyższych względów, sokolnictwo nigdy nie było, i raczej nie będzie zajęciem bardziej powszechnym. Gniazdo Sokolników PZŁ skupia około 100 osób rozrzuconych po całym kraju, z których niewiele ponad połowa uprawia praktyczne sokolnictwo. W szerszym gronie spotykają się zwykle dwa razy w roku – wiosną na Walnym Zebraniu i jesienią na wspólnym polowaniu.

Jesiennego i słotnego dnia 7 listopada, zajazd Panama w Skorzowie k. Buska Zdroju zaczął tętnić innym życiem. Z różnych stron kraju zjeżdżały samochody, tu i ówdzie słychać było dźwięk sokolniczych dzwoneczków. Radosne powitania miały jednak również atmosferę obaw – za oknami lało jak z cebra a co gorsza, prognozy na następne dni nie wróżyły nic lepszego. Pogoda a także inne sprawy spowodowały, że w tym roku mieliśmy nieco mniej uczestników – około 80 osób, co jednak w niczym nie ujmowało imprezie. Na tegoroczne Łowy zjechało 30 sokolników z jastrzębiami, sokołami i orłami przednimi z Polski, Słowacji i Czech a mieliśmy również gości z Litwy, Bułgarii i Węgier. Na szczęście warunki pogodowe w następnych dniach się poprawiły i wszyscy spędzaliśmy je w polu. Przepiękne o tej porze roku plenery południowej kielecczyzny dodawały atmosfery radości i uroku. Pagórki i jary pokryte płową trawą, pasy tarniny niebieskie od ilości owoców, czerwone krzaki dzikiej róży oświetlane chwilowymi przebłyskami słońca tworzyły razem przepiękny krajobraz. Zwłaszcza, że co raz tu i tam wyrywały się pięknie wybarwione koguty - aż nie chciało się wracać do hotelu. Tak więc sporo było ataków i pościgów ptaków łowczych a przy tym emocji sokolników, które przeżywaliśmy jeszcze raz w wieczornych pogawędkach i opowieściach. Nasze wspólne wieczory na Łowach mają również tradycyjny przebieg i charakter. Pierwszy jest zupełnie luźny i towarzyski, aby wszyscy mogli porozmawiać, poznać się a przede wszystkim wymienić całoroczne, – co u ciebie słychać? Drugi wieczór to kiermasz sokolniczych akcesoriów oraz oglądanie filmów czy zdjęć o tematyce sokolniczej. Następnego mieliśmy sesję referatową, na której omawiano międzynarodową konferencję nt. sokoła wędrownego, działalność Polskiego Zakonu Sokolników a także obecny stan i perspektywy sokolnictwa w Polsce. Natomiast ostatni wieczór, to uroczysty pokot i tradycyjna biesiada przy wspólnym stole – tym ważniejsza, że na co dzień uczestnicy są rozlokowani w kilku różnych hotelach. W tym roku, ze względu na jubileusz 35-lecia Gniazda Sokolników, bardziej zasłużeni koledzy zostali uhonorowani wewnętrzną odznaką – Brązowym lub Srebrnym Karnalem. Oczywiście, jak to zawsze na biesiadzie – opowieści, toasty, żarty i anegdoty słychać było do późnych godzin nocnych. Tradycyjnie też, tego wieczoru byli z nami gospodarze łowisk, w których polowaliśmy przez 3 dni, a w których (wbrew ogólnym obawom) jak zwykle nie zrobiliśmy spustoszenia. Na 30 polujących ptaków łowczych, na pokocie złożono 12 bażantów i 12 zajęcy – ptactwo zgoniły jastrzębie i sokoły, zaś zające schwytały orły przednie kolegów ze Słowacji i Czech. O efektywności polowań z ptakami pisałem już niejednokrotnie, więc nie ma co się rozwodzić. Nie chcę też wspominać szyderczego śmiechu, jaki dochodził z gęstych tarnin czy jeżyn, w których zapadały bażanty – zawsze szybsze od naszych ptaków.

Tradycyjnie też, za wspólną i udaną imprezę dziękuję przy tej okazji Kolegom z Zarządu Okręgowego PZŁ w Kielcach, OHZ Bogucice oraz Kół Łowieckich – „Łoś” w Busku Zdroju i „Bażant” w Kielcach. Szczególnie zaś tym, którzy spędzili z nami te 3 dni oprowadzając po swoich bogatych łowiskach. Podobnie jak ostatnim razem, żegnaliśmy się obiecującym – do zobaczenia za rok!

Henryk Mąka