XXXIII Międzynarodowe Łowy z Sokołami, Busko-Zdrój 2006

Współczesne sokolnictwo, chociaż jest ustawowym sposobem polowania mającym ponad 30 lat historii, ciągle pozostaje mało znane - nawet w kręgach łowieckich. Z drugiej strony trudno się temu dziwić, jeśli sokolnictwem zajmuje się zaledwie jeden z tysiąca myśliwych w Polsce. Ten rodzaj polowania jest bardzo czasochłonny i stawia wiele wymagań formalnych oraz praktycznych, które są bardziej uciążliwe niż polowanie z bronią. Nie wspominam już nawet o efektywności tej formy łowów, gdyż jest ona niewspółmiernie niska w stosunku do włożonej pracy. Ale też nie o to chodzi. Sokolnictwo bowiem uprawia się z samej fascynacji ptakami oraz dla bliskiego kontaktu z nimi. Polowanie zaś, owszem – jest niezbędne dla samych ptaków łowczych, w celu zachowania ich naturalnego charakteru drapieżników. Natomiast jego efektywność pozostaje sprawą drugorzędną. Z powyższych względów, sokolnictwo nigdy nie było, i raczej nie będzie zajęciem bardziej powszechnym. Gniazdo Sokolników PZŁ skupia około 100 osób rozrzuconych po całym kraju, z których niewiele ponad połowa uprawia praktyczne sokolnictwo. W szerszym gronie spotykają się zwykle dwa razy w roku – wiosną na Walnym Zebraniu i jesienią na wspólnym polowaniu.

Doroczne Łowy z Sokołami to tradycyjne, kilkudniowe spotkanie organizowane przez Gniazdo Sokolników PZŁ od początku jego powstania, czyli od roku 1972. Wyjątkiem był tylko rok 2005, kiedy musieliśmy odwołać imprezę ze względu na ogólnoeuropejską panikę ptasiej grypy. Jeśli zważyć, iż Łowy odbywały się nawet w latach 1981-83, można by stwierdzić z niepokojem, że urzędnicza histeria jest gorsza od stanu wojennego, – ale to już temat do odrębnej dyskusji. Spotkania sokolników były dotąd organizowane w różnych regionach kraju, aby tę rzadką współcześnie formę łowów zaprezentować różnym środowiskom. Tegoroczna impreza o charakterze międzynarodowym, odbyła się po raz pierwszy na kielecczyźnie w dniach 8-12 listopada, dzięki współpracy Zarządu Okręgowego PZŁ w Kielcach. Na krótko przed imprezą, na prośbę Zarządu Gniazda Sokolników, do grona organizatorów dołączyło również Koło Łowieckie „Łoś” w Busku Zdroju, które bezinteresownie udostępniło sokolnikom swoje łowiska.

Władzom tego Koła składam w imieniu sokolników szczególne podziękowanie za udostępnienie łowisk, o co poprosiliśmy krótko przed imprezą. W spotkaniu wzięło udział około 120 osób, w tym 50 sokolników z Polski, Słowacji, Czech i Austrii. Spośród ptaków, szczególne zainteresowanie budziły majestatyczne orły przednie, które przywieźli koledzy ze Słowacji. Niepokój organizatorów budziły jedynie prognozy pogody, które na te dni zapowiadały najgorsze warunki. I rzeczywiście – pierwszy dzień Łowów rozpoczynaliśmy w strugach deszczu, co utrudniało zarówno poruszanie się w terenie, odnajdywanie i ruszanie zwierzyny jak i pościgi ptaków łowczych. Na szczęście kolejne dni okazały się lepsze, dzięki czemu nie brakowało łowieckich emocji. Sokolnicy podzieleni na kilkuosobowe grupy prowadzone przez gospodarzy łowisk, polowali w obwodach OHZ Bogucice i KŁ „Łoś” w Busku Zdroju. Po dniach spędzanych w polu, wieczorami odbywały się towarzyskie rozmowy i dyskusje z rzadko widywanymi kolegami z całego kraju. Można było także kupić akcesoria sokolnicze, które w tym roku oferowali producenci z Polski, Czech i Słowacji. Jeden z wieczorów poświęcono wspomnieniom z minionych lat, prezentując archiwalne filmy i fotografie. Każdy uczestnik Łowów otrzymał również okolicznościowe suweniry.

Najbardziej uroczystym dniem Łowów było święto 11 listopada. Rozpoczęliśmy je Mszą Hubertowską w Busku Zdroju, która połączyła imprezę z obchodami Hubertusa Świętokrzyskiego 2006. Wydarzenie to wzbudziło duże zainteresowanie środowiska myśliwych i mieszkańców miasta, a także odbiło się echem w regionalnych mediach, wszak oprawa Mszy była niepowtarzalna. Kiedy do kościoła wszedł orszak pocztów sztandarowych, trębaczy i sokolników z ptakami łowczymi, ludzie nie kryli zdumienia i zachwytu. Liturgię poprzedzono krótkim wprowadzeniem, wyjaśniając wiernym legendę św. Huberta i to, skąd przy ołtarzu „rogi” z krzyżem oraz sokoły i orły. Tradycyjne utwory Mszy Hubertowskiej wykonał również wyjątkowy Zespół Muzyki Par Force przy Muzeum Łowiectwa i Jeździectwa w Warszawie. Tworzą go pasjonaci – myśliwi i sokolnicy z różnych i odległych rejonów Polski – Lublina, Warszawy, Piotrkowa Trybunalskiego czy Poznania. Jest to jedyny tego typu zespół w kraju, grający na mało znanych u nas francuskich rogach myśliwskich. Te specyficzne instrumenty z początków XVIII wieku, wywodzą się tradycji królewskich, konnych polowań par-force, do czego nawiązują charakterystyczne stroje trębaczy. Oprawę muzyczną Łowów oraz Mszy Hubertowskiej uzupełniał również Zespół Sygnalistów Technikum Leśnego w Zagnańsku. Od dźwięków „trompe de chasse” zadrżały mury kościoła a niektóre osoby dyskretnie wycierały łzy wzruszenia. Dopełnieniem całości były pokazowe loty sokołów, które w sąsiedztwie Kościoła zaprezentował Kol. Grzegorz Dzik z Warszawy. Ptaki, pracujące na co dzień na terenie Portu Lotniczego Okęcie, swobodnie latały zarówno tuż nad głowami publiczności, jak i na wysokości kilkuset metrów. Tak uroczyście rozpoczęty dzień, okazał się najlepszym z całych Łowów. Dopisująca pogoda i obfitość zwierzyny sprawiły, że wszyscy wracali nieco zmęczeni, ale pełni satysfakcji i łowieckich emocji. I nic to, że uroczysty końcowy pokot nie wyglądał zbyt okazale jak na 3 dni polowania, wszak złożono na nim 23 bażanty i 9 zajęcy a wiele ptaków zakończyło Łowy „na czysto”. W sokolnictwie ważna jest przede wszystkim sama możliwość polowania – pościgi i ataki ptaków łowczych, które utrzymują ich łowiecki instynkt i naturalne zachowania drapieżników. Polowanie to także sprawdzian kondycji i sprawności fizycznej ptaków łowczych, z której zdrowe kieleckie bażanty egzaminowały je dogłębnie. Jednym z przykładów czysto towarzyskiego charakteru spotkania jest to, iż nie ogłaszamy króla polowania, chociaż ogólnie wiadomo komu poszczęściło się najbardziej. Tak więc, po odtrąbieniu pokotu uczestnicy Łowów udali się na kwatery rozłożone w Skorzowie i Śladkowie, by ściągnąć polowe ubiory i zażyć odświeżającej kąpieli. Wieczorem zaś, wszyscy spotkali się w Zajeździe Panama na uroczystej, ostatniej kolacji. Wspólna biesiada uczestników z przedstawicielami władz łowieckich, gospodarzy łowisk i Starosty Powiatu odbyła się w miłej i towarzyskiej atmosferze. Zarówno gospodarze jak i sokolnicy, rozstawali się z nadzieją spotkania w przyszłym roku, co jest wystarczająco pozytywnym podsumowaniem imprezy. Tym bardziej, że był to debiut na kielecczyźnie a impreza ma swoją specyfikę, którą trzeba poznać.

Dla mnie osobiście spotkanie to miało charakter szczególny, jako że mam duży sentyment do kielecczyzny. Bowiem równo 25 lat temu, w nieodległym Zagnańsku stawiałem pierwsze kroki w sokolnictwie, jako uczeń tamtejszego Technikum Leśnego. Również, po upływie ćwierci wieku byłem w okolicy, w której uciekł mi pierwszy ułożony ptak. I tym razem nie przyleciał, ale cóż – … pewnie już mnie nie poznał.

W imieniu sokolników, wszystkim współorganizatorom Łowów składam serdeczne podziękowanie za gościnność i towarzyską atmosferę, jaka towarzyszyła nam podczas całej imprezy.

Henryk Mąka